piątek, 5 kwietnia 2019

Syreny-ewolucja. Wystawa ceramiki Aleksandra T. Bieguńskiego


Powinnam chyba zacząć od szczerego wyznania, że nie znam się na sztuce (i jeszcze na zwierzętach się nie znam, ale to temat na innego bloga 😉). Zatem skoro się nie znam, to się wypowiem!


W lutym tego roku założyciel naszej grupy artystycznej Artemisja Aleksander T. Bieguński miał swoją wystawę. Nie była to jego pierwsza wystawa (wcześniej miał też kilka innych w Polsce i za granicą), jednak po raz pierwszy odbywała się ona w jego rodzinnym mieście. W gościnnych progach Muzeum Regionalnego w Siedlcach zmieściło się aż 38 ciekawych eksponatów wystawy zatytułowanej „Syreny – ewolucja”. Znalazły się na niej prace Aleksandra odzwierciedlające w dużej mierze jego dotychczasowe inspiracje w ceramice – natura, morze, podróże (o czym zapewne Wam wiadomo, jeśli czasami czytacie jego wpisy na blogu). Wystawę poprzedziła wzmianka w lokalnej prasie.
W artykule wkradł się mały błąd. Alek jest absolwentem Liceum im. Bolesława Prusa.
Co do samej wystawy… Mogliśmy na niej zobaczyć reprezentację sztuki abstrakcyjnej, jaką stanowią syrenie tarcze oraz kafle, z których nasza wyobraźnia wyłowić musi syreni kształt, uzyskany z delikatnych muśnięć szkliwem. 

 

Znajdziemy też tutaj formy użytkowe, takie jak piękne lampy o ceramicznych podstawach, w których morskość („syrenowatość”?) uwidacznia się nie tylko w kształcie (perła), lecz także w kolorach morskich zieleni, turkusów, błękitów, arktycznych zimnych popękanych bieli uzyskiwanych podczas wypałów raku. 




Mnie najbardziej podobały się rzeźby stworzone w technice copper mat. Nie tylko dlatego, że jest to technika fascynująca, a w praktyce mi nie znana, ale również z uwagi na piękne kolory uzyskiwane w zależności od użytej mieszanki substancji chemicznych i redukcji. To Aleksander jest doktorem nauk chemicznych i się na tym zna dużo lepiej ode mnie (jeśli to przeczyta i będzie źle z chemii, to będę musiała poprawić, żeby wstydu nie było!). Wiedza chemiczna niewątpliwe się tutaj przydaje…



Jak już wspomniałam na wstępie, nie jestem znawcą sztuki. Coś mi się podoba i skupia moją uwagę, albo mi się nie podoba, nie interesuje mnie i wtedy się wyłączam, nie oglądam, nie słucham, nie dociera. W tej wystawie najbardziej ze wszystkiego podobała mi się całkowicie abstrakcyjna niebieska syrena, umieszczona tak, jakby była centralnym obiektem wystawy, ale myślę, że ona po prostu skupiałaby uwagę niezależnie od tego, gdzie by ją postawiono. I kształt, i kolor… taki falujący, płynny. Była fascynująca. Koleżanka, z którą byłam na wystawie może tutaj zaraz napisać, że „nieprawda, mówiłaś, że co innego podobało Ci się najbardziej”. Trochę tak jest… najbardziej copper mat, najbardziej lampa z perłą, najbardziej niebieska syrena… Nie wiem, jak to opisać. Może obejrzyjcie zdjęcia…?



Syreny zawsze kojarzyłam raczej z ich morską wersją (z mitologii rzymskiej, pół kobieta pół ryba), ale przecież były też przedstawiane jako pół kobiety, pół ptaki, kusicielki, starożytne femmes fatales (to chyba w mitologii greckiej?). Może stąd właśnie, z tej powietrznej, lotniczej, ptasiej inspiracji powstały „syrenie interpretacje”, jak współczesna syrena-pilotka – rzeźba inspirowana postaciami dwóch niezwykłych kobiet – Janiny Lewandowskiej i Amelii Earhart - oraz pierzaste ozdoby rzeźb copper mat.





Co do kwestii samej oprawy wystawy… Towarzyszyły jej prezentowane w osobnej sali krótkie filmy nagrywane podczas licznych wypałów plenerowych w Centrum Rzeźby Polskiej w Orońsku, w Akademii Łucznica, w Dobrem k. Kazimierza (z Fundacją „Na Dobre”). Była to tym samym kompletna prezentacja wyników pracy twórczej Aleksandra – cały zbiór spójny tematycznie – oraz pokazanie pasji, wiedzy i znajomości technik wykorzystywanych w ceramice – chemia (nie, nie tylko szkliwa 😉), techniki wypału, zachodzące procesy przemian. Wernisaż wystawy cieszył się dużym zainteresowaniem. Przybyli liczni goście, były wpisy do księgi pamiątkowej. 


Na koniec wernisażu przyznano dyplom… ręcznie pisany przez (początkującego) kaligrafa. 


Wystawa już się zakończyła. Jeśli nie byliście, to żałujcie! Zawsze jednak możecie pojechać do Siedlec „odwiedzić” El Greca... w Muzeum Diecezjalnym. 😉
Tutaj jeszcze kilka migawek z wernisażu wystawy Aleksandra:


 


 




Marta

Brak komentarzy: